top of page

Zaktualizowano: 16 gru 2023

Jakiś rodzaj mechanizmu, który będzie mroził, ale pozwoli na podwyżkę cen prądu, raczej zostanie wprowadzony - stwierdził w TVN24 Robert Tomaszewski, szef działu energetycznego w Polityce Insight. Jego zdaniem bez takiej ochrony konsumentów podwyżka mogłaby sięgnąć 60-70 procent.



W 2023 roku obowiązuje zamrożenie cen prądu na poziomie z 2022 roku. W przyszłym roku rachunki za prąd mogą jednak znacznie wzrosnąć, jeśli zostaną wygaszone mechanizmy mrożenia cen energii.


Na pytanie, co stanie się z cenami prądu w 2024 roku, Robert Tomaszewski odparł: - To jest decyzja należąca do przyszłego rządu. To znaczy, czy zostanie podjęta decyzja o tym, czy przedłużyć ten mechanizm, który obowiązuje obecnie, czy wdrożyć jakiś inny mechanizm, który będzie mroził te ceny energii, ale pozwoli na jakąś podwyżkę, czy w ogóle urealnić te ceny i doprowadzić do takiego rynkowego zwrotu. Ja bym raczej spodziewał się tej drugiej opcji i to też wynika oczywiście z wypowiedzi przedstawicieli obecnie demokratycznej opozycji, że tego rodzaju ochrona zostanie wdrożona po to, żebyśmy nie mieli do czynienia z szokiem rynkowym.


O ile mogą wzrosnąć ceny prądu w 2024 roku?

Pytany, jak ceny mogłyby wyglądać bez tej ochrony, Tomaszewski odparł, że w porównaniu z cenami, które mamy teraz, można mówić o podwyżce sięgającej 60-70 procent. - 70 procent moim zdaniem jest jak najbardziej realne. W przypadku takiego standardowego gospodarstwa domowego to mówimy o 100 złotych miesięcznie więcej, jeśli chodzi o wydatki na energię elektryczną, właśnie przy takim urynkowieniu tej ceny i braku wdrożenia żadnego mechanizmu ochronnego - podkreślił gość TVN24.


Dodał, że "w skali roku to jest około 1200 zł", ale raczej by "się tego mimo wszystko nie spodziewał", gdyż "jakiś rodzaj mechanizmu, żeby uniknąć tego szoku społecznego, raczej zostanie wprowadzony".


- Na pewno jest tak, że wyszliśmy z takiego bardzo dużego szoku energetycznego, którego apogeum mieliśmy na przełomie sierpnia i września 2022 roku. Te ceny obecnie wszystkich nośników energii, gazu, węgla, energii elektrycznej są mniej więcej dwu-, trzykrotnie niższe niż w tych szczytach. Te ceny są cały czas jednak wyższe niż to, co się działo przed kryzysem energetycznym - wskazał Tomaszewski.


Jego zdaniem "takie stopniowe urealnianie jest jak najbardziej pożądane", przy czym "musimy wracać do sytuacji, w której wiemy dokładnie, ile ta cena energii kosztuje, przy założeniu, że to troszeczkę potrwa".



- Pamiętajmy, że to są potężne wydatki obciążające finanse publiczne, które musimy ponosić. Więc racjonalizacja, ochrona tych odbiorców, którzy są najbardziej zagrożeni poprzez właśnie niemożność na przykład sfinansowania takich wyższych rachunków za energię - jak najbardziej tak - stwierdził.


Ceny prądu w 2024 roku - przedsiębiorcy

A co z przedsiębiorcami? - Zależy, o których przedsiębiorcach mówimy. Jeżeli chodzi o małe i średnie firmy, to one teraz korzystają z możliwości maksymalnej ceny za energię elektryczną. Nie mamy na razie sygnałów świadczących o tym, że na przyszły rok coś im zostanie zaproponowane, więc ten segment rynku może się spodziewać obecnie najwyższych podwyżek - powiedział Tomaszewski.

Dodał też: - Jeżeli chodzi o duże koncerny, duże firmy, to one indywidualnie negocjują te swoje stawki za energię elektryczną. Mają możliwość poprzez swoją wielkość dogadania się, żeby one nie były aż tak duże. Ale ze względu na rosnące koszty emisji CO2, ze względu na wysoką inflację, one też są narażone na to, że w 2024 roku zapłacą znacznie więcej.


URE analizuje wnioski taryfowe

Urząd Regulacji Energetyki otrzymał wnioski taryfowe w sprawie cen prądu od wszystkich największych tak zwanych sprzedawców z urzędu - przekazała TVN24 Biznes we wtorek rzeczniczka URE Agnieszka Głośniewska. Termin w tej sprawie upływał we wtorek, 31 października.


Jak wyjaśniła, wnioski zostały złożone przez Tauron Sprzedaż, Energa Obrót, PGE Obrót i Enea S.A. Przedsiębiorstwa te są zobligowane składać wnioski o zatwierdzenie taryf na sprzedaż energii elektrycznej do gospodarstw domowych.


Agnieszka Głośniewska przekazała również, że do URE także "wpłynęły wnioski taryfowe od czterech z pięciu największych dystrybutorów: Stoen Operator, Energa Operator, Enea Operator i Tauron Dystrybucja". - Czekamy na PGE - dodała.


Autor:kris/ToL Źródło: TVN24 Biznes

 
 
 

Nadchodzi uderzenie w portfele Polaków. Ceny wystrzelą


Jeśli obecne limity na ceny energii nie zostaną przedłużone, wówczas w 2024 r. czeka nas ogromny wzrost rachunków za prąd. Rząd stoi więc przed wyjątkowo trudną decyzją. - Mamy rok wyborczy, a przedłużenie wsparcia będzie kosztować miliardy, które trzeba znaleźć - mówią money.pl eksperci.

Rządowa tarcza zamroziła ceny prądu na poziomie z 2022 r. Bez tej osłony Polacy zapłaciliby za niego w tym roku znacznie więcej. Jednak zgodnie z obecnymi przepisami zamrożenie cen energii obowiązuje tylko do określonego limitu rocznego zużycia.



Po jego przekroczeniu odbiorcy są rozliczani za każdą kolejną zużytą kilowatogodzinę energii według taryf lub cenników obowiązujących w tym roku. Ponadto tarcze zamrażające ceny prądu wygasają z końcem roku. Zdaniem ekspertów, jeśli nie zostaną przedłużone, to w 2024 r. dojdzie do znacznych podwyżek.


Bez rządowego wsparcia rachunki poszybują

O ile mogą wzrosnąć ceny? Z tym pytaniem zwróciliśmy się do ekspertów. - Zakładając brak dodatkowych mechanizmów zamrażających ceny prądu, może być to ponad dwa razy więcej w odniesieniu do obecnego limitu, czyli od ok. 20-35 proc. więcej niż cena maksymalna. W praktyce będzie to wzrost na poziomie zatwierdzonym przez prezesa URE w grudniu 2022 r. dla 2023 r. - wyjaśnia Łukasz Czekała, prezes firmy Optimal Energy.

W praktyce, gdy przeciętne gospodarstwo domowe zużywa w ciągu roku 3000 kWh, to w 2024 r. ceny energii wzrosną co najmniej o jedną trzecią - czyli o ok. 1 tys. zł (1,05 zł za kWh). Czyli co najmniej do poziomu, który prezes URE zatwierdził na rok 2023 (nie weszły one jednak w życie, bo zamrożono ceny prądu). Ta prognoza nie uwzględnia jednak wzrostu m.in. opłat dystrybucyjnych, a te są doliczane do każdego rachunku.

Rząd w dalszym ciągu nie zajął stanowiska

W połowie lipca Sejm przyjął projekt nowelizacji ustawy o ochronie odbiorców energii na ten rok. Zakłada ona zwiększenie limitów zużycia prądu z zamrożoną ceną, a także obniżenie ceny maksymalnej m.in. dla firm.


Firmy energetyczne mają duży wpływ na ceny energii

Krzysztof Mazurski z firmy Energy Solution mówi, że biznes jest zaniepokojony brakiem jednoznacznej deklaracji ze strony rządu.


- Optujemy raczej za brakiem interwencji w rynek hurtowy energii elektrycznej, przy jednocześnie ścisłym i możliwie transparentnym nadzorze nad uczestnikami rynku, zwłaszcza tymi, którzy mają największy wpływ na kreowanie wycen - uważa.

Mamy najdroższy prąd w Europie

Dalsze mrożenie cen może wydawać się niepotrzebne, gdyż stawki za energię na rynku hurtowym w całej Europie spadają. Tymczasem Polska ma najdroższy prąd na kontynencie. W czerwcu na hurtowym rynku energii za 1 MWh płacono w UE średnio 90,92 euro. W Polsce było to ok. 120 euro.

Jednocześnie produkcja taniej energii słonecznej w Polsce bije ostatnio rekordy. W tym kontekście trudno zrozumieć prognozy mówiące o wzroście rachunków.


Łukasz Czekała tłumaczy, że w 2022 r. ceny w hurcie gwałtownie rosły, a dla gospodarstw domowych w Polsce praktycznie się nie zmieniały.


Przeciwnicy tej argumentacji mówią o negatywnych skutkach ograniczenia wolnego rynku w sektorze energii i umocnieniu rynkowych monopoli, czyli państwowych spółek energetycznych.

W rozmowie z money.pl wskazywał na to Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energii Odnawialnej. - W tej chwili na rynku energii w Polsce nie działa prawo podaży i popytu, co jest przede wszystkim skutkiem braku konkurencyjnego rynku - mówił.

W najbliższych latach państwo wyda ok. 100 mld

Zdaniem ekspertów rząd z uwagi na rok wyborczy najprawdopodobniej zdecyduje się na zamrożenie cen dla określonych grup odbiorców.

Być może zostaną zaproponowane określone progi dochodowe dla rodzin z Kartą Dużej Rodziny, które będą umożliwiały skorzystanie z ulg - przewiduje Łukasz Czekała.

Jacek Sasin niedawno przekonywał, że pieniądze będą pochodziły m.in. z budżetu oraz od państwowych spółek energetycznych, w tym od PGE. - W ciągu najbliższych dwóch lat państwo wyda ok. 100 mld zł na ograniczenie podwyżek cen energii - zapowiedział.



Wcześniej rząd szacował, że w 2023 r. tarcze chroniące przed wyższymi stawkami za prąd pochłoną ok. 46 mld zł.

źródło: Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl

 
 
 

Już teraz borykamy się z przedłużającymi się procedurami, czy to środowiskowymi, czy z brakiem możliwości przyłączenia, a tutaj jeszcze dostajemy ustawę, która mocno spowolni, wstrzyma rozwój fotowoltaiki w Polsce - powiedziała na antenie TVN24 BiS Marta Głód, dyrektor do spraw rozwoju projektów fotowoltaicznych OX2. Zdaniem Ireny Gajewskiej z Polskiego Stowarzyszenia Fotowoltaiki na zmianach "ucierpimy wszyscy".


W piątek Sejm uchwalił ustawę o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Wprowadza ona nowe narzędzie planistyczne - plan ogólny, który ma zastąpić obecne studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy. Jego ustalenia będą podstawą m.in. do uchwalania planów miejscowych.


Nowe przepisy wprowadzają duże zmiany dla inwestorów z rynku odnawialnych źródeł energii. Branża OZE alarmuje, że ustawa może ograniczyć rozwój fotowoltaiki w Polsce i liczy na poprawki w Senacie.


- Rząd zabrał się za porządki. Reforma zagospodarowania przestrzennego była długo wyczekiwana. Trudno dyskutować z tą potrzebą, ponieważ ustawa nie była nowelizowana przez 20 lat. Natomiast te porządki dotykają też branżę OZE, w tym fotowoltaikę i mogą przyhamować tempo transformacji energetycznej w naszym kraju. To dlatego, że mamy do czynienia z niezbyt sprzyjającym czasem wprowadzania nowych rozwiązań, których zarówno biznes, jak i administracja samorządowa musi się nauczyć - powiedziała Irena Gajewska, wiceprezeska Polskiego Stowarzyszenia Fotowoltaiki.

Ustawa wstrzyma rozwój fotowoltaiki w Polsce

Marta Głód, dyrektor ds. rozwoju projektów fotowoltaicznych OX2, tłumaczyła, jakie zmiany mogą zaszkodzić rozwojowi fotowoltaiki w Polsce.


- Od września spodziewamy się wejścia w życie nowej ustawy planistycznej, która mówi, że wszystkie farmy fotowoltaiczne powyżej 145 kW muszą być lokalizowane na miejscowym planie. Wcześniej, żeby był miejscowy plan, to musi być plan ogólny, który ma zastąpić istniejące obecnie studia uwarunkowań przestrzennych. To musi gmina zrobić do końca 2025 roku. Wszystkie gminy muszą znaleźć fundusze z własnych budżetów na to, by uchwalić studia, czyli te plany ogólne, a następnie wprowadzić miejscowe plany - wyjaśniła Głód.


- Spodziewamy się dużego zamrożenia inwestycyjnego. Już teraz borykamy się z przedłużającymi się procedurami, czy to środowiskowymi, czy z brakiem możliwości przyłączenia, a tutaj jeszcze z tej strony dostajemy taką ustawę, która mocno spowolni, wstrzyma rozwój fotowoltaiki w Polsce - zaalarmowała.


Irena Gajewska zwróciła uwagę, że potrzeba zmian w kwestii ładu przestrzennego nie podlega dyskusji, a dotychczasowe narzędzie administracyjne w postaci warunków zabudowy wzbudzały sporą dyskusję. Jednak według niej nieco ponad dwa lata to za mało na wdrożenie przepisów ustawy w życie.

- To bardzo mało czasu, który przecinany jest kampanią do europarlamentu, w którą samorządowcy też są zaangażowani, a potem ich własną kampanią wyborczą. To nie jest dobry czas na wdrażanie tak zaawansowanej reformy. Nie ma też środków, gminy nie mają środków, są bardzo zadłużone. Ucierpimy wszyscy - podkreśliła Gajewska.


W jej ocenie efektem nowelizacji będzie zmniejszenie dynamiki wydawania decyzji administracyjnych, które umożliwiają realizację inwestycji OZE i "będziemy mieli mniej tej zielonej energii w systemie niż moglibyśmy mieć, a wiemy, że bardzo jej potrzebujemy".


- Nie tylko po to, by sprostać celom unijnym, ale także dlatego, że rośnie zużycie energii i potrzebujemy więcej zielonej energii na potrzeby rozwijającej się gospodarki - wskazała wiceprezeska zarządu Polskiego Stowarzyszenia Fotowoltaiki.


Zmiany, które należało wprowadzać wcześniej

Marta Głód, zapytana o to, czy ten krótki okres nie jest próbą naprawy zaniedbań przez ostatnie lata, zauważyła, że "zdecydowanie powinniśmy planować to trochę wcześniej". - Gdyby to weszło 3-4 lata temu, powoli, po dobrych konsultacjach z branżą, z ekspertami, tobyśmy teraz nie panikowali - dodała.


- Teraz mamy zbyt mało czasu na to, a przede wszystkim gminy mają zbyt mało czasu na to, żeby te nowe zmiany w prawie wprowadzić w życie. Gminy muszą się nauczyć nowej legislacji, która jest zmianą rewolucyjną i to nie do końca w dobrym znaczeniu tego słowa. Jest rewolucyjna, bo wywraca wszystko. Gminy się muszą tego nauczyć, muszą mieć dostęp do ekspertów, wiedzieć, co robić dalej - wskazała.


Irena Gajewska porównała zmiany do regulacji 10H, która na długi czas zablokowała inwestycje w rozwój lądowej energetyki wiatrowej. - My się spodziewamy podobnych skutków, czyli braku możliwości rozwijania nowych projektów. Grozi nam luka inwestycyjna - zaznaczyła.


Gajewska przypomniała, że rząd zakłada uzyskanie 27 gigawatów zainstalowanej mocy w fotowoltaice do 2030 roku. - Dzisiaj mamy 13,5 gigawatów i mamy szanse na o wiele więcej i o wiele więcej potrzebujemy, ale przy tych nowych przepisach sami te szanse sobie zmniejszamy - zauważyła.


Nowe przepisy oznaczają wzrost cen energii

Marta Głód pytana była, czy zmiany odczuje przeciętny Kowalski. - To się odbije również na rachunkach za energię. My potrzebujemy OZE, potrzebujemy fotowoltaiki, która była do tej pory szybką ścieżką, by to OZE mieć. W tym momencie znowu robimy stop, spowalniamy całą procedurę, będziemy mieć lukę inwestycyjną, a to bezpośrednio wpłynie na ceny energii elektrycznej - stwierdziła.

Autor:JW/ToL

Źródło: TVN24 BiS


 
 
 
bottom of page